Po pożarze Szkoły Podstawowej w Szkotowie w województwie warmińsko-mazurskim na sesji Rady Miasta Suwałki pojawił się temat czujników dymu w miejscowych szkołach i przedszkolach. Jak się okazuje tego typu instalacji nie ma w żadnej placówce.
Na styczniowej sesji Rady Miasta Suwałki radna z klubu Razem dla Suwałk Wioletta Wawrukiewicz zwróciła się z prośbą o wykonanie inwentaryzacji budynków placówek oświatowych oraz żłobków znajdujących się na terenie Suwałk w zakresie wyposażenia w czujniki dymu.
- W związku z pożarem, który wybuchł w szkole podstawowej w Szkotowie, woj. warmińsko-mazurskie, należy niezwłocznie dokonać kontroli wyposażenia w czujniki dymu. Pożar ten byłby mniej groźny, gdyby budynek szkoły był wyposażony w sprawne czujniki dymu, dzięki czemu ogień zostałby wykryty jeszcze w zarodku. Nie doszłoby wtedy do tak ogromnych szkód i zniszczeń tej placówki. To dramatyczne wydarzenie przypomina nam, jak ważne jest nasze zaangażowanie w zapewnienie bezpieczeństwa oraz ochronę życia i zdrowia naszych dzieci. Proszę o przeprowadzenie inwentaryzacji w zakresie wyposażenia w czujniki dymu we wszystkich budynkach placówek oświatowych oraz żłobkach naszego miasta Suwałki. W przypadku stwierdzenia ich braku, proszę o podjęcie niezwłocznych działań w celu zapewnienia należytego bezpieczeństwa - przekazała radna.
W odpowiedzi Czesław Renkiewicz, prezydent Suwałk przekazał, że właściwie inwentaryzacji robić nie trzeba, bo takich czujek dymu po prostu w szkołach nie ma. Dodał, że wykonanie takich instalacji pociągnęłoby ogromne środki z budżetu miasta, a nie ma żadnych wymogów prawnych, które nakazywałyby ich instalację.
- Nie musimy sporządzać inwentaryzacji, bo czujek dymu nie ma. Chcąc, żeby była wykonana instalacje PPOŻ, sygnalizująca pożar, to muszą być te czujki zainstalowane w każdej klasie, u dyrektora, w sekretariacie, w hali sportowej, na korytarzach, po prostu w całym obiekcie. Po pierwsze są to olbrzymie koszty instalacji, a po drugie są to późniejsze koszty konserwacji tego systemu. Nawet nie ma takich wymagań prawnych, żeby nowe obiekty musiały być w taką instalację zaopatrzone. Nie tak dawno oddawaliśmy do użytku blok dydaktyczny przy Szkole nr 4 i tam też tego nie ma. Oczywiście te kwestie przeciwpożarowe muszą być wypełnione i inwestujemy duże środki finansowe na hydranty, oddymianie klatek ewakuacyjnych i klatek schodowych. Tutaj na pewno dużo nam jeszcze pozostaje do zrobienia, ale wchodzenie w kolejną inwestycję to miliony złotych i późniejsze setki tysięcy na konserwację. Do oświaty za ubiegły rok dopłacamy 70-80 milionów złotych. My to wszystko policzymy, ale jeżeli nie ma takiego wymogu prawnego, to trzeba się zastanowić, czy tego typu sprawy powinniśmy ruszać. Może lepiej spożytkować te środki finansowe na inne rzeczy - przekazał w odpowiedzi włodarz.