Po dwóch miesiącach zamknięcia i odosobnienia suwalczanka Katarzyna Wawrzyn może w końcu odetchnąć z ulgą. W piątkowy (03.09) poranek znalazła się na pokładzie samolotu z Tianjin do Warszawy.
Na początku lipca Katarzyna Wawrzyn wyleciała do Chin w celach służbowych. Przygoda życia, jak sama mówiła przed wylotem, zamieniła się w największy życiowy koszmar. Na początku była trzytygodniowa, obowiązkowa kwarantanna o czym 27-latka wiedziała i na co była przygotowana. Trzy tygodnie izolacji zamieniły się jednak w dwa miesiące. Po obowiązkowej kwarantannie testy na COVID-19 wyszły pozytywne, przez co z pokoju hotelowego trafiła do szpitala. Minęło kolejnych pięć tygodni, a z nimi ogromna ilość wymazów i testów wychodzących za każdym razem inaczej. W końcu jednak wszystkie testy wyszły negatywne. Katarzyna zamiast zostać zwolniona, skierowana została na kolejne 14 dni kwarantanny do innego szpital. Po tym okresie pozwolono jej opuścić szpital i udać się do hotelu na kolejną kwarantannę.
Katarzyna bardzo źle znosiła izolację i całą niepewność związaną z opuszczeniem szpitala i możliwością powrotu do kraju. Samolot do Warszawy lata z miejscowości Tianjin raz na dwa tygodnie i jeszcze w czwartek (02.09) kobieta nie miała żadnej pewności czy będzie mogła wsiąść na pokład samolotu, który wystartował dziś (03.09) po godzinie 6.00 czasu polskiego. Ostatecznie po dwóch miesiącach horroru zbliża się szczęśliwy finał. Kobieta rano poinformowała, że przeszła wszystkie kontrole na lotnisku i oczekuje na lot. Jeszcze dziś będzie więc w Polsce.
Instagram Katarzyny Wawrzyn