Zajazd Litewski od kuchni

Ludzie dzielą się na tych, którzy kochają jeść i na tych, którzy kochają gotować. Rzadko udaje się znaleźć jednak kogoś, kto kocha także dzielić się swoją pasją z innymi. O miłości do jedzenia, uczciwym biznesie prowadzonym kobiecą ręką i najlepszych kartaczach w regionie rozmawiamy z Panią Aldoną Wołyniec, właścicielką Zajazdu Litewskiego w Puńsku.

 

Niektórzy mówią, że w Zajeździe Litewskim czas płynie wolniej. Pani też to tak odczuwa?
Robimy co w naszej mocy, by nasi Goście czuli się tu jak w domu i naprawdę odetchnęli, odstresowali się, a przede wszystkim zgromadzili pyszne wspomnienia. Cieszę się, gdy słyszę, że czas spędzony tutaj, to dla nich odskocznia i możliwość odcięcia się od codziennych problemów. Druga strona medalu jest nieco bardziej zapracowana. Jestem głową i sercem w tej restauracji, praktycznie dzień i noc, święta czy dni robocze… To wiele trudu, ale satysfakcji ze swojej pracy nie zamieniłabym na nic innego. Codziennie przychodzę tu pełna optymizmu i zapału do działania, pomimo zmęczenia i problemów – realizuję swoje pasje. To chyba jeden z największych sukcesów w życiu, kiedy można z czystym sumieniem stwierdzić, że jest się we właściwym miejscu i robi się to, co się szczerze kocha.

Każdy biznes ma inne początki. Jak to się zaczęło w Pani przypadku?
Mam wykształcenie ekonomiczne, ale nigdy nie miałam serca do ekonomii. Odnajduję się za to świetnie w pracach artystycznych, kreatywnych. Prawdziwa, dobra kuchnia, jest przepełniona kreatywnością – i to wprowadzam też w Zajeździe. Wcześniej prowadziłam różne typy działalności i ten temat nigdy nie był mi obcy. Od zawsze bliska mi była gastronomia i ilekroć obserwowałam inne restauracje myślałam sobie: „Ja też tak chcę! Dlaczego to nie jest moja bajka?”. Dzięki pomocy innych, własnej konsekwencji i naprawdę ciężkiej pracy zaczęłam prowadzić Zajazd Litewski. Początki były mało optymistyczne, miejsce wymagało wielu zmian i udoskonaleń, nieustannej obecności i trzymania ręki na pulsie… Ludzie mówili, że nic z tego nie będzie, że mi się nie uda. Czy mi to przeszkodziło? Absolutnie. Jest we mnie niebywała wytrwałość i postanowiłam sobie, że mnie to nie zniechęci. Walczyłam o swoje marzenia, to mi dodawało siły i „wiatru w żagle”.

Jakie było pierwsze danie przygotowane tutaj przez Panią? Jak wyglądało otwarcie Zajazdu?
To było 4 lata temu, ale pamiętam jakby to było wczoraj! Otwarcie było zorganizowane z dużym rozmachem, przygotowałam masę przekąsek, ciast, deserów… Zeszła się cała okolica, wszystkich witaliśmy serdecznie i z otwartymi ramionami. Zniknęło wszystko, co do okruszka. Od zawsze chciałam, żeby to miejsce było przyjazne, prawdziwe i bardzo gościnne. Prowadzone z miłością do jedzenia, ludzi i tradycji.

Dużą wagę przykłada Pani do tradycji. Czy smaki z dzieciństwa przeplatają się teraz w Pani kuchni?
W moim domu zawsze jadło się prosto, ale pysznie. W czwartki królowały kartacze, piątki to zupa szczawiowa i placki albo babka ziemniaczana. Dużo owoców, warzyw… Moja mama rzadko piekła ciasta – ja działam trochę inaczej, bo piec uwielbiam, ale zawsze robię to „z głowy”. Często ludzie pytają o przepis na to, czy inne ciasto, bo tak bardzo im smakuje – a ja nie jestem w stanie dać im odpowiedzi. Nie wiem dokładnie jak one powstają, po prostu kieruję się kulinarną intuicją. W przypadku innych dań, zawsze chętnie dzielę się przepisami i poradami. To jest moja pasja i chcę się nią dzielić z innymi.

A gdyby miała Pani wskazać swoje ulubione danie w zajazdowym menu, byłoby to…
Zdecydowanie kartacze! Mogłabym je jeść na śniadanie, obiad i kolację i myślę, że każdy, kto choć raz ich spróbował, ma podobne zdanie. Każde danie w naszym Zajeździe przygotowujemy według starannej receptury, stosujemy mieszanki przypraw, które sama opracowałam. Każdą potrawę potrafię zrobić samodzielnie od A do Z – czenaki, sałamokas, sękacz, mrowisko. Ktoś, kto sam nie potrafi nic ugotować, nie pokieruje dobrze restauracją. To bardzo ważne, że mam poczucie, że to moja kuchnia i moja pasja, którą pragnę zarażać kolejnych smakoszy.

A o tej przepysznej kuchni jest coraz głośniej. Zdobyli Państwo niemało nagród, prawda?
Rzeczywiście, w przeciągu ostatnich lat zostaliśmy zauważeni, a nasza ciężka praca doceniona. W 2018 r. zdobyliśmy I miejsce w kategorii Kuchnia Regionalnej Roku oraz I miejsce w kategorii Restauracja Roku Powiatu Sejneńskiego, przyznane przez Urząd Marszałkowski Województwa Podlaskiego. Ostatnio otrzymaliśmy także Złote Skrzydło Orłów Gastronomii. Każda nagroda to dla nas wspaniałe wyróżnienie oraz ogromna motywacja, ale oczywiście dalej ciężko pracujemy – nie dla nagród – dla ludzi!

Co jest wiec sekretem udanego biznesu gastronomicznego? Kuchnia, lokalizacja, personel?
Ciężko jest mówić o „sekrecie”, ponieważ każdy co innego uznaje za sukces. Dla mnie jest to szczera i rodzinna atmosfera, pyszne jedzenie i powracający goście. Ale nie da się ukryć, że bez zaangażowanego zespołu te wszystkie sukcesy nie byłyby możliwe. Każdy pracownik jest inny, jak inni są ludzie i ja to rozumiem. Każdy ma inny talent. Jestem wyrozumiałą szefową, ale jak trzeba, potrafię rządzić twardą ręką. Dla mnie liczy się przede wszystkim uczciwość, ale to musi działać w obydwie strony. Między pracownikami musi być tzw. „chemia”. W pozytywnej atmosferze praca staje się prawdziwą przyjemnością, a nie zwykłym obowiązkiem. Biznes prowadzę skutecznie, ale zawsze po ludzku. Dla mnie praca to nie tylko kolejne zlecenia – to przede wszystkim ludzie oraz ich rodziny – odpowiadam za nich. Chcę zapewnić im stabilne, uczciwe i jak najlepsze utrzymanie. A jaki jest mój sekret? Stawiam zawsze na jakość produktów z których gotujemy, przemyślaną organizację oraz całkowite oddanie pasji – to podstawy, na których można wybudować naprawdę wspaniałą restaurację.

Jaką radę dałaby Pani innym, którzy chcą zbudować stabilną markę?
Przede wszystkim powinni uwierzyć w siebie, wyznaczać cele i realizować je z pełną wiarą
w powodzenie, a przede wszystkim nie zrażać się porażkami. To dzięki nim wyciągamy wnioski na przyszłość i unikamy kolejnych błędów. Trzeba mieć odwagę w podejmowaniu decyzji i akceptować to, że porażka może się pojawić. I nawet jeśli coś pójdzie nie tak, jak chcemy, warto powiedzieć sobie: „to było wczoraj – dziś jest nowy dzień”.

Dziękujemy za rozmowę.

Dodaj komentarz