Mimo negatywnych testów suwalczanka wciąż przebywa w chińskim szpitalu

Suwalczanka uwięziona w szpitalu w Chinach

Mam negatywne wyniki, pozwólcie mi wsiąść do samolotu - apeluje suwalczanka uwięziona w chińskim szpitalu.


Jak informowaliśmy kobieta wyleciała do Chin na początku lipca ze świadomością, że czekać ją będzie trzytygodniowa kwarantanna. Na to co wydarzyło się później gotowa jednak nie była. Testy na COVID-19 dały u niej pozytywne wyniki, przez co 27-latka z pokoju hotelowego trafiła do szpitala. - Warunkiem wypuszczenia mnie ze szpitala są negatywne testy dwa dni pod rząd. Jednego dnia 2 testy, jak negatywne drugiego dnia 2xnos, 2xgardło. Jeden zestaw badają tu, drugi w innym laboratorium. Jeśli którykolwiek pozytywny- 1-2 dni przerwy i od nowa - informowała Katarzyna. 

 

Po ponad pięciu tygodniach testów w końcu wszystkie testy wyszły negatywne. 27-latka miała zostać przewieziona do hotelu na kolejne 14 dni kwarantanny. Przewieziona została, ale nie do hotelu a kolejnego szpitala. Powód? Tabletka na sen, którą podali jej lekarze. Jak tłumaczyli, skoro podczas izolacji przyjmowała tabletki na sen, musi pozostać pod obserwacją. 

 

- Wczoraj wieczorem usłyszałam coś na co czekałam ostatnie półtora miesiąca - może Pani opuścić szpital. Po dwóch godzinach czekania usłyszałam ze jadę do innego szpitala. Pytałam - dlaczego nie do hotelu? Okazało się że przez to ze przyjmowałam pół tabletki na sen, nie mogę isć na kwarantannę do hotelu, tylko do innego szpitala, żeby być pod obserwacja. Przez kolejne 1,5 godziny próbowałam im tłumaczyć i przekonywać że ja tych tabletek wcale nie potrzebuje, nie chce ich brać, nie zgadzam się na szpital, nikt mi wcześniej o czymś takim nie powiedział, inaczej w nigdy życiu bym się na to nie zgodziła. Nic to nie dało, ponieważ "takie są procedury". W tym szpitalu mam być 14 kolejnych dni, po 7 i 14 dniach kolejne testy, jeśli będą negatywne, będę wolna. Jeśli pozytywne, wracam do poprzedniego szpitala i wszystko od nowa. Niemniej liczę, że Ambasadzie uda się chociaż to, żeby przekonać stronę chińską ze mam już negatywne wyniki, więc jestem osobą zdrową i żeby pozwolili mi wsiąść do samolotu do Polski 20 sierpnia - relacjonuje Katarzyna Wawrzyn. 

 

Pomijając miejsce pobytu fakty są takie, że kobieta miała dwa dni z rzędu negatywne wyniki testów, a wciąż nie ma pojęcia kiedy będzie mogła wrócić do kraju. Samolot do Warszawy lata z miejscowości Tianjin raz na dwa tygodnie. Najbliższy jest w piątek 20. sierpnia. Katarzyna Wawrzyn wielokrotnie prosiła o pomoc Ambasadę Polską w Chinach, jednak na ten moment nic nie wskazuje na to, aby udało się Polce do tego samolotu dostać. Apeluje więc o pomoc do polskich władz i Ministerstwa Spraw Zagranicznych. 

Dodaj komentarz