Zaniedbanie procedur oraz niedopilnowanie liczby ratowników na basenie. Suwalscy radni zdecydowali, że skarga na dyrektora Ośrodka Sportu i Rekreacji w Suwałkach, złożona przez syna zmarłego w ubiegłym roku mężczyzny w Aquaparku, jest zasadna.
W lipcu bieżącego roku do Przewodniczącego Rady Miejskiej w Suwałkach wpłynęła skarga Marka D. na działalność Waldemara Borysiewicza, dyrektora Ośrodka Sportu i Rekreacji w Suwałkach w zakresie znajomości, stosowania i przestrzegania przepisów o bezpieczeństwie osób przebywających na obszarach wodnych oraz przepisów wykonawczych do tej ustawy w sprawie minimalnych wymagań dotyczących liczby ratowników wodnych zapewniających stałą kontrolę wyznaczonego obszaru wodnego, sposobu oznakowania i zabezpieczania obszarów wodnych oraz wymagań dotyczących wyposażenia wyznaczonych obszarów wodnych w sprzęt ratunkowy i pomocniczy, urządzenia sygnalizacyjne i ostrzegawcze oraz sprzęt medyczny, leki i artykuły sanitarne.
Skarga była pokłosiem utonięcia mężczyzny do którego doszło w kwietniu ubiegłego roku. Wtedy to w suwalskim Aquaparku 65-letni mężczyzna zasłabł w wodzie, zaczął tonąć i przez kilka minut leżał na dnie basenu. W tym czasie, co uchwyciły kamery monitoringu, ratownik zajęty był swoim telefonem. Po zorientowaniu się w sytuacji przeprowadzono akcję reanimacyjną, jednak po przewiezieniu do szpitala mężczyzna zmarł. Raport biegłych jednoznacznie wskazał na ostrą niewydolność krążeniowo-oddechowa, która spowodowana została utonięciem. Przed Sądem w tej sprawie odpowiadał ratownik oraz ówczesny kierownik Aquaparku. Ratownik został skazany na rok pozbawienia wolności w zawieszenie na dwa lata, otrzymał zakaz wykonywania zawodu ratownika wodnego przez dwa lata oraz karę zadośćuczynienia częściowego w kwocie po 15 tysięcy złotych dla synów zmarłego mężczyzny. Natomiast ówczesny kierownik Aquaparku otrzymał karę grzywny w wysokości pięciu tysięcy złotych oraz musi na rzecz synów zmarłego wypłacić zadośćuczynienie częściowe po 7,5 tys. zł. Wyrok nie jest prawomocny.
Syn zmarłego mężczyzny, Marek Dakowski uważa, że w Ośrodku Sportu i Rekreacji w Suwałkach od lat dochodzi do zaniedbań i nie jest to pierwsza tragedia, która się wydarzyła. Stąd złożona skarga na dyrektora OSiR, którą analizował zespół kontrolny Komisji Skarg, Wniosków i Petycji i który uznał ją za zasadną. W środę (25.10) punkt ten pojawił się podczas posiedzenia Rady Miasta. W swoim wystąpieniu Marek Dakowski przypomniał wcześniejszą tragedię, do której doszło na Stadionie Miejskim, kiedy to podczas meczu wiatr przewrócił ławkę rezerwowych, która spadła na pracującego obok robotnika i sprawiała, że ten nadział się twarzą na druty zbrojeniowe. Opisał także zdarzenie z udziałem swego zmarłego ojca w Aquaparku oraz przedstawił chronologię pracy byłego kierownika Aquaparku Macieja Ch., który zdaniem Marka Dakowskiego nie ponosił kary za swoje zaniedbania, a był za swoje błędy awansowany i przenoszony na różne stanowiska. Cytował wypowiedzi ratowników, którzy przed sądem przyznawali, że braki ratowników zdarzały się systematycznie.
- To nie był wypadek, który po prostu wydarzył się jednego dnia, bo coś nie zagrało. To był szereg niedociągnięć, szereg zaniedbań spowodowanych w mojej ocenie niekompetencją pracowników zatrudnionych w Ośrodku Sportu i Rekreacji i błędnie prowadzoną polityką kadrową - mówił Marek Dakowski.
Następnie głos zabrali radni. Bogdan Bezdziecki przyznał, że fakty przytoczone przez skarżącego są wręcz przerażające. Zgodził się z Markiem Dakowskim, że bez względu na prowadzoną sprawę karną, przełożeni powinni zareagować natychmiast odnośnie swoich pracowników, a nie czekać z podjęciem decyzji.
- Jedna rzecz, którą pan powiedział jest szczególnie uderzająca. Analizy i decyzje o wyciągnięcie konsekwencji, czy też podjęciu pewnych działań korygujących, uzależniało się w dużej mierze od postanowienia Sądu. Ja osobiście też się z tym absolutnie nie zgadzałem i uważam, że tak nie można postępować. Postanowienia i wyroki sądowe dotyczą spraw karnych, a organizacja pracy i odpowiedzialność dyscyplinarna pracownika wobec pracodawcy to zupełnie inna sprawa i powinno to wynikać zupełnie z innych przepisów. Jeżeli tak będą działały miejskie instytucje, że przy takich tragicznych zdarzeniach, ale nie tylko, to powinna być szybka reakcja przełożonych i kierownictwa, a nie oczekiwanie, czy ktoś to zauważy, czy może nie.
W ostrzejszym tonie wypowiedział się Jacek Roszkowski, który mówił, że badanie skargi było dla niego przykrym doświadczeniem, które przypomniało mu czasu "słusznie minione", a rozmowę o tej sprawie z Waldemarem Borysewiczem skwitował cytatem "nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam za to zrobi.
-Tragiczne jest to, że z powodu zaniedbań pracowników naszych instytucji zginął człowiek, i to nie jeden. Mamy tę sytuację w dwóch przypadkach. Po rozmowie z dyrektorem OSiR nie spodziewałem się takiego zachowania - było lekceważące do swoich obowiązków i do otoczenia. Każde szanujące się przedsiębiorstwo, zakład pracy, stale poprawia swoje umiejętności, zmniejsza ryzyko, podnosi bezpieczeństwo. Tutaj takiej troski nie było. Jeżeli była jakaś troska, to tylko w kwestii jak tę sprawę szybko zakończyć i jak z tego się wymigać. Już ten pierwszy wypadek powinien na tyle dogłębnie wstrząsnąć tą instytucją, że ten drugi wypadek nie miał prawa się wydarzyć. Niestety wydarzył się ten drugi wypadek, wobec którego też nie wyciągnięto wniosków, bo ratownik, który był za to odpowiedzialny, awansował na managera sportu z wyższym wynagrodzeniem. Czy my żyjemy na Białorusi, skoro do śmierci człowieka podchodzimy tak lekceważąco. W normalnych sytuacjach ci pracownicy stracili by pracę, a dyrektor, który by tego nie dopilnował, straciłby stanowisko. U nas jest inaczej. O sprawiedliwość muszą zabiegać rodziny ofiar. Muszą się wykłócić, wyszarpać. Mam nadzieję, że to się kiedyś zmieni i rodziny ofiar będą traktowane w sposób należyty, a instytucje za to odpowiedzialne będą w sposób normalny prowadził swoje prace, bez zmuszania rodzin ofiar do zabiegania o sprawiedliwość.
Inaczej sprawę widzi Waldemar Borysewicz, dyrektor Ośrodka Sportu i Rekreacji w Suwałkach. Jak powiedział, ówczesny kierownik Aquaparku nie otrzymał podwyżki, a 10% obniżki pensji.
- Prawda jest taka, że ten człowiek po zaistniałym wypadku poszedł na wielomiesięczne zwolnienie, w międzyczasie dostał zakaz wykonywania zawodu. Został on przesunięty za pieniądze mniejsze o 10% do działu marketingu. Dlaczego manager - bo jakość ci pracownicy w tym dziale muszą się nazywać. Nie nazywał się sprzątaczka, czy konserwator powierzchni płaskich, a nazywał się manager i tę funkcję pełnił do momentu, kiedy zapadł nieprawomocny wyrok i w tym momencie rozwiązałem z nim umowę.
Dyrektor zarzucił też kłamstwo ratownikom, którzy zeznawali przed Sądem.
- Są to kolejne powtarzane kłamstwa. Ratownicy nie wiedzieli - szkoda, że nie wiedzieli, bo większość z nich to ratownicy młodzi, świeżo przeszkoleni, którzy znają ustawę i wiedzą dokładnie ilu ratowników na jakiej niecce jest. To podstawowa wiedza ratowników. Ja przyjmując takiego ratownika do pracy sprawdzam jego dokumenty. Powinien on posiadać ukończony kurs kwalifikowany pierwszej pomocy. Biorąc pod uwagę ten nieszczęśliwy dzień, ja podpisałem grafik na którym jest zapewnionych pięciu ratowników. To jest do zweryfikowania. Dyskusja ratowników, że zawsze byli w pojedynkę - nie powiem, że nie - mogła się zdarzyć sytuacja, że ktoś poszedł do toalety - ale bzdurą jest, że pełnili służbę jednoosobowo.
Podczas głosowania wszyscy radni, którzy wzięli w nim udział uznali skargę na dyrektora OSiR za zasadną. Teraz od decyzji prezydenta będzie zależało czy i jakie konsekwencje zostaną wyciągnięte wobec Waldemara Borysiewicza.