W piątek 2. czerwca zmarła suwalczanka Kinga Tomkiewicz. 26-latka walczyła z nowotworem złośliwym kości łokciowej.
Mieszkająca w Suwałkach 26-letnia Kinga Tomkiewicz, żona i matka dwójki dzieci, walczyła z ciężką chorobą. To, co zaczęło się od bólu łokcia, później okazało się złośliwym nowotworem, który doprowadził już do amputacji ręki. Nie zakończyło to niestety cierpień młodej kobiety, gdyż pojawił się przerzuty na węzły chłonne, płuca, czy trzustkę.
O swojej chorobie Kinga opowiadała w styczniu bieżącego roku, kiedy to odbył się event charytatywny właśnie w celu pomocy młodej kobiecie
- Wszystko zaczęło się od bólu ręki. W 2018 roku urodziłam synka i po jakimś czasie zaczęłam odczuwać ból w kości łokciowej. Chodziłam z tym do lekarzy, ale tylko mnie zbywali i przypisywali antybiotyki. Dopiero w 2021 roku doktor rodzinna wystawiła mi skierowanie do ortopedy, który zrobił rentgen i wyszło, że jest jakiś guz na łokciu. Z krwi również wyszły już złe wyniki, następnie tomograf pokazał, że jest już guz nowotworowy. Później rezonans wykazał, że jest to nowotwór złośliwy, a z późniejszej biopsji wyszło, że jest to mięsak Ewinga, czyli najgroźniejsza choroba. W lutym ubiegłego roku rozpoczęłam chemię w Warszawie trwającą do maja i tak naprawdę nic ona nie pomagała, może jedynie trochę na początku. W maju miałam amputacje ręki. W dniu urodzin swojej córki. Jestem bez ręki, a choruje nadal. Mam ciągle przerzuty - na węzły chłonne, na płuca, na trzustce. Mam silny stan zapalny rwy kulszowej, który sprawia, że nie mogę chodzić, a jak wstaję to z pomocą męża. Mąż jest przy mnie codziennie - mówiła w stycznia Kinga.
Rodzinie i bliskim składamy wyrazy współczucia.